MS: Sporo się u Was ostatnio dzieje. Często występujecie, bierzecie udział w różnych przeglądach, macie też menagera [Jan Straus - "przyjaciel, cwany skurwysyn i obiektywny krytyk"] i – co najważniejsze - grupkę oddanych fanów. Nadal uważacie się za zespół amatorski?
Bartek: Różne są kryteria mówienia co oznacza zespół amatorski, a co profesjonalny. Nie jesteśmy po szkole muzycznej. Każdy z nas, oprócz Jacka, grał kiedyś w jakimś zespole, przynajmniej jednym. Mój dobry kolega powiedział kiedyś, że muzycy dzielą się na amatorów i niemuzyków, gdyż osoby po szkole muzycznej często myślą w sposób schematyczny. Ja się cieszę, że każdy z nas jest takim indywidualistą, takim troszeczkę wolnym ptakiem...
Jacek: Chcesz żeby ludzie po szkołach muzycznych nas znienawidzili [śmiech]?
Bartek: ...dlatego nasze pomysły są takie, a nie inne. Możemy być na swój sposób oryginalni. Czy będziemy się z tego utrzymywać? Długa droga przed nami. Tak jak z pytaniem o longplay. Na razie jesteśmy na etapie zdobywania sobie rozgłosu we Wrocławiu. Jest to dobra zabawa, robimy to dla samego faktu, żeby coś takiego przeżyć. . Każdy z nas spotyka się z czymś takim, że praktycznie codziennie ktoś spotyka jakiegoś znajomego, który pyta: "co w zespole? jakie Wasze plany? co teraz gracie? gdzie gracie? chciałbym Was zobaczyć". To ostatnio najczęstsze pytania. Zdarzają się też osoby, które chcą popatrzeć na nasze kawałki od strony technicznej. Oceniają surowo - mają do tego prawo. Wiesz, żaden z nas nie zna nut, jesteśmy trochę jak Beatlesi.
Janek [Straus - menager]: Ja mogę odpowiedzieć z perspektywy kogoś z zewnątrz. Jestem z chłopakami od ich drugiego koncertu. Z każdym kolejnym występem zauważałem progres zespołu. Pod względem zachowania chłopaków i muzycznie. Wokalnie również. Co koncert wydawało mi się, że słucham coraz lepszej grupy. Po objęciu przeze mnie zacnej funkcji menagera [śmiech], zespół przeszedł w sferę bardziej profesjonalną. Bardziej chłopakom zależy na brzmieniu, na próbach są ciekawi mojej opini - "jak to słychać? czy lepiej coś zmienić?". Wydaje mi się, że wszystko idzie w kierunku bycia coraz lepszym zespołem.
Jacek: Co do kwestii amatorstwa czy profesjonalizmu, ja nie widzę w najbliższej perspektywie, żeby zespół miał być naszym źródłem utrzymania. Nie chodzi o to żebyśmy się spinali i nagle zastanawiali się czy robić jakąś kasę czy nie. Faktycznie, jeżeli popatrzymy na przestrzeni roku, z każdym koncertem jest coraz lepiej. Na początku byliśmy mniej luźni na scenie, teraz się więcej dzieje. Kiedyś szaleli na scenie tylko Wiciu i Grzesiu, teraz wszyscy. I to jest dobre. Natomiast obok tej zabawy którą mamy, coraz bardziej nam zależy żeby to nie tylko nam dostarczało rozrywki, ale też słuchaczom. Coraz większe ciśnienie jest na dobrą jakość tego co robimy, na równe granie, na takie aspekty, które uczynią nas profesjonalistami pod względem brzmienia, a niekoniecznie zarabiania na muzyce.
MS: A.P.A.M.A.U. wciąż ma status zespołu "do wzięcia" - nie podpisaliście dotąd kontraktu z żadną wytwórnią. Odczuwacie jakieś zainteresowanie ze strony wydawców? Łowcy głów dobijają się do Waszych drzwi?
Dawid [Kania – gitara rytmiczna, II wokal]: Nie. [śmiech].
Jacek: Może rozwiń...
Dawid: Rozwinę swoją myśl: nie [śmiech]. Ze strony wytwórni płytowych czy jakichś wielkich wydawnictw muzycznych nie mieliśmy jeszcze żadnych sygnałów, że ktoś jest zainteresowany nagraniem naszej muzyki. Wynika to też z tego, że tak naprawdę czekamy na nagranie tej prawdziwej demówki. Jak Witek wcześniej mówił, chcemy żeby to był taki produkt, którego można dotknąć, który można tak naprawdę odczuć. Myślę, że po tym dopiero ta perspektywa nagrania płyty stanie się dużo bardziej widoczna i nam bliższa. W tym momencie mamy nagrane te cztery utwory na tzw. "setkę", które można znaleźć na Facebooku czy Youtubie, ale to nie jest jeszcze to od czego wytwórnie płytowe zaczynają. Na razie rozmyślamy, które utwory nagrać na tę profesjonalną demówkę, żeby to brzmiało jeszcze lepiej niż dotąd. Dopiero wtedy możliwość nagrania płyty stanie się bardziej realna.
Jacek: Co do tych wytwórni i demówki, to co mówi Dawid to sama prawda. Większość osób nie zwraca na to uwagi, ale wytwórnie już tak. Gdy my nagrywaliśmy na "setkę" mieliśmy kilka godzin na nagranie czterech kawałków, a to wybitnie mało. Brak czasu na jakiekolwiek poprawki. Często słysząc już niedociągnięcia w nagraniach, decydowaliśmy się żeby zaakceptować to i iść dalej, bo chcieliśmy mieć to zarejestrowane. Jak mówiłem, to miało być podsumowanie roku naszej działalności. Wyszło naprawdę fajnie, jak na warunki w których nagrywaliśmy. Teraz chcemy skupić się na tym, żeby wydać może mniej materiału, ale w takiej jakości która pozwoli nam zrobić kolejny krok. Zrobiliśmy takich kroków już kilka w naszej niedługiej historii. Przeszliśmy z coverów do grania własnych utworów, później duże koncerty. Zdarzył nam się koncert, na którym nie zagraliśmy ani jednego coveru. Kolejnym krokiem będzie więc nagranie takiej demówki, która może zainteresować kogoś kto ma naprawdę wrażliwy słuch mużyczny i będzie słyszał niedociągnięcia, nad którymi będziemy musieli popracować.
MS: Czy materiał, który znajdzie się na planowanej demówce będzie się różnił od tego co już jest dostępne w sieci?
Witek: Trwa dyskusja w zespole, co mamy zamieścić na tej demówce. Wydaje mi się, że faworytem jest "Somehow", ze względu na muzyczny aspekt. Chcemy nagrać ten kawałek w lepszej jakości. Wcale nie wykluczamy, że ta demówka będzie pokazywała coś nowego. Bo ona ma pokazać coś nowego pod względem brzmienia, jakości i naszych umiejętności, a niekoniecznie nowe utwory. Można powiedzieć, że mamy już trzy nowe kawałki, które nie są jeszcze nigdzie nagrane. Dwa z nich były już grane na koncertach. Pracujemy nad tym ostatnim, który bardzo mi się podoba. Wydaje mi się, że jeżeli tchniemy jeszcze w niego takie życie przez gitarę Grzesia, to będzie coś ciekawego. Na pewno też będzie tzw. "Spark", kawałek Bartasa, bardzo energetyczny, nie tylko do poskakania, ale też do posłuchania. Chcemy żeby było to coś co zainteresuje tych, którzy nas jeszcze nie słyszeli.
Bartek: Tych którzy nas nie słyszeli i tych którzy znają nas z koncertów. Kiedy nagrywaliśmy poprzednią demówkę, to pierwsze wrażenie jakie miałem to było takie "łaaał"! Taka moc porównania. Wcześniej było to nagrane na komórce albo jakiejś kamerze z koncertu, a teraz jak człowiek to odpalił na dobrych głośnikach - ja wyskoczyłem z kapci z wrażenia, kiedy po raz pierwszy usłyszałem takie "Somehow" czy "Frost", nagrane w studiu. Teraz kiedy nagramy to już liniowo, pokażemy się od najlepszej strony - będziemy odczuwać satysfakcję. Poczujemy się spełnieni. I to nie jest jakiś narcyzm. Będziemy mogli po prostu posłuchać siebie tak, jakby grała to kapela z prawdziwego zdarzenia ze świadomością że to jest grane przez nas.
MS: Całkiem sprawnie radzicie sobie z promocją w sieci - macie oficjalne profile na Facebooku i Myspace, konto na Youtube. Kto jest u Was odpowiedzialny za "propagandę"?
Witek: Grzesiu robi nam całą promocję. W internecie jest największa siła. Czasami Jacek zaprojektuje jakiś plakat, który potem rozwiesimy na uczelni czy w akademiku, ale to w internecie widać ile osób weźmie w tym udział. Teraz kiedy sam zacząłem mieć więcej do czynienia z mediami społecznościowymi, to widzę jak to działa. To nie jest takie łatwe, żeby ludzi zainteresować, kiedy są atakowani przez Facebooka z każdej strony. Grześ robi to bardzo umiejętnie. Mam nadzieję, że teraz będzie mu także pomagał Janek.
Grzesiek: Rzeczywiście staramy się być zespołem nowoczesnym, idącym z duchem nowych mediów. Niewątpliwie, w ciągu ostatnich dwóch lat media społecznościowe stały się niesamowitą siłą. Można tu znaleźć sporą grupę ludzi do których chcielibyśmy dotrzeć swoją muzyką, więc rzeczywiście jednym z takich pierwszych kroków, które poczyniliśmy było założenie fanpage'a, potem analogicznie konta na Youtubie. Gdy pojawiły się nagrania z Eteru, mieliśmy już co zamieszczać. Był też Myspace, chociaż uważam, że Myspace jest już trochę takim serwisem, który stracił na randze. Założyłem fanpage'a, prowadzę go. Mediami społecznościowymi zajmuję się też zresztą trochę z zamiłowania i zawodowo. Sądzę, że w tej chwili mamy jeden z najlepiej prowadzonych profili spośród wrocławskich kapel. Wszystko jest tu zaplanowane, przejrzyste i przemyślane. Mamy spory potencjał w ludziach [zespół ma ponad 700 fanów], bo wykorzystaliśmy tę famę na której lecieliśmy już od Eteru. Dużo ludzi zainteresowało się tym, że jest zespół na uczelni, a nigdy tego nie było i zaczęli nas "lajkować". Wtedy był też ten boom na Facebooka. Z każdym koncertem widzimy jak przybywa nam "lajków". Na początku to byli głównie znajomi, teraz ludzie którzy poznają nas na koncertach. Potem śledzą nasze poczynania przez Facebooka. Możemy im każdą rzecz zakomunikować, możemy ich pytać o zdanie, o opinie, możemy udostępniać im nasze nowe nagrania. O tym jak przydatne jest prowadzenie takiego profilu przekonaliśmy się przy okazji dwóch ostatnich przeglądów - Łykend PROMO Festiwal i Akademicki Rock - gdzie największą rolę, przynajmniej w początkowej fazie, odgrywali słuchacze, fani. Dzięki Facebookowi mamy możliwość przekazania im wszystkiego co myślimy i co robimy, a także poproszenia ich o wsparcie i obecność na koncertach. To jest niesamowita możliwość, którą chcemy wykorzystać jak najlepiej. Mamy z tego duże profity, jeśli mogę to tak nazwać.
Jacek: Trzeba sobie uczciwe powiedzieć, że gdy my tworzymy muzykę, zawsze myślimy jak ludzie to odbiorą. Nie w taki sposób: czy ludzie to kupią? Staramy się postawić na miejscu słuchacza. Czy ludzie pod sceną dobrze zareagują na to co gramy, czy im się to spodoba. Staramy się dbać o tych naszych fanów, którzy się gromadzą na Facebooku. Grzesiu robi to w sposób mistrzowski. Jest wiele świetnych zespołów, choćby w samym Wrocławiu, które mają o wiele mniejszą bazę fanów. Są świetni technicznie, ale nigdy nie trafią do takiej rzeszy ludzi i nigdy nie zagrają tylu fajnych koncertów, przy tak energicznym tłumie, ile my. Mimo że muzycznie są lepsi od nas. Można oczywiście płakać, że ma się mało fanów na Facebooku, albo że nikt nie przychodzi na nasze koncerty. Ale można też coś z tym zrobić. Myślę, że my pod tym kątem staramy się dbać o swoich ludzi i sami generować ruch, organizować koncerty i szukać sposobów pozyskiwania fanów, a nie czekać jak ktoś łaskawie przyjdzie i zrobi to za nas.
Witek: Podoba mi się też to, że jeżeli już zdobyliśmy sobie tych fanów, to ich nie tracimy. Mimo wszystko, nawet jeśli to znajomi czy znajomi znajomych, nie cofamy się muzycznie tylko dajemy z siebie na scenie i na próbach wszystko. Oni to doceniają i nie rezygnują ze słuchania nas.
MS: Ostatnio poszukiwaliście nowego miejsca na próby. Udało się Wam w końcu je znaleźć?
Witek: Tak. Znajomy, który rozkręca we Wrocławiu nowy klub [Jaskinia] zaoferował nam małą salę prób, która do tej pory była magazynem. 18 metrów kwadratowych - w zupełności nam to wystarcza. Jeżeli uda nam się tam wszystko wysprzątać i przygotować pomieszczenie od strony akustycznej to możemy z powodzeniem robić tam własne próby, przychodzić kiedy nam się podoba i ćwiczyć. Dla mnie jako perkusisty - to dodatkowo ważne - będę mógł wreszcie zainwestować w sprzęt. Bo do tej pory to był największy problem, żeby gdzieś pomieścić bębny. Jeżeli będziemy mieli pewność, że tam przychodzimy i gramy, to na pewno nam to pomoże w rozwoju.
MS: A jak sprawuje się Wasze A.P.A.M.A.U.to [oficjalny samochód zespołu]?
Dawid: Naszym pierwszym A.P.A.M.A.U.tem było moje wspaniałe auto marki Deawoo Tico koloru ciemnej brzoskwini lub sraczkowatej rdzy. Bardzo dobrze je wspominamy. Samochód niestety dogorywa już na mojej posesji. Podróżowaliśmy nim na próby, Nie zabiliśmy się. Nikt nas nie zabił. Zdarzało się nam, że jechaliśmy w pięciu tym autem, plus trzy gitary i talerze od perkusji. Niezapomniane przeżycia. Teraz mamy nowe - może niech właściciel się wypowie...
Bartek: Dzięki mojemu nowemu autu zabawa w żywego tetrisa przy wsiadaniu odeszła w niepamięć. Samochód jest dziewięcioosobowy. To biały volkswagen T2. Auto jak najbardziej kultowe. Może się w nim zmieścić nawet 14 osób. Przekonaliśmy się o tym wracając z koncertu z LOG:INu. Skomponowaliśmy 9-osobową ekipę, z nami chciało jechać jeszcze pięcioro ludzi. Każdy z nich myślał, że jedna osoba więcej nie zrobi różnicy i tak weszła cała piątka. Mamy ostatnio mały problem ze sprzęgłem - zleciał z niego płyn sprzęgłowy, ale w najbliższą sobotę osobiście się tym zajmę.
Jacek: Warto dodać, że specyficznym elementem tego samochodu jest kierowca [śmiech]. Przez pół roku jeździliśmy w to samo miejsce na próby i nigdy się nie zdarzyło żebyśmy pojechali tą samą drogą. To jest fenomen.
Janek: Dodam jeszcze, że samochodem Bartka zaczęły się ostatnio interesować służby specjalne wrocławskiej policji. Dwa razy w ciągu dwóch tygodni był zatrzymywany do kontroli na narkotesty, alkotesty, i na cośtamtesty.
Witek: Mamy plan, żeby zrobić z tego auta prawdziwe A.P.A.M.A.U.to. Kiedy zrobi się cieplej, przemalujemy go i zmienimy wnętrze. Oczywiście, jeśli właściciel pozwoli. Jeżeli nie, to i tak zrobimy to w nocy. Chcemy żeby to było pojazd, którym fajnie będzie się nam podróżowało. Tym bardziej, że nasz menager nagrał nam już koncerty poza Wrocławiem.
Jacek: Jakiś czas temu jechałem busem Hurtu i to jest naprawdę fajne auto. Chyba Renault Master. Jeżeli kto z naszych fanów na Facebooku lub z tych co czytają ten wywiad ma wolne 140 tyś. złotych i chciałby się podzielić, to naprawdę chętnie przyjmiemy to w formie darowizny.
MS: To w zasadzie wszystko. Na koniec zapytam Was jeszcze - czego można życzyć zespołowi A.P.A.M.A.U. na przyszłość?
Jacek: Zabawy i satysfakcji z siebie.
MS: Tego Wam zatem życzę w imieniu swoim i czytelników Mojej Stodoły. Dzięki za rozmowę!
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz