piątek, 28 grudnia 2012

Rok 2012 w Mojej Stodole


Przeżyliśmy koniec świata - pora na podsumowania. Na tapecie zjawiska muzyczne roku 2012. W tzw. ujęciu subiektywnym.





I. Albumy roku 2012 (Polska + zagranica, bez punktów i ocen, kolejność alfabetyczna według artystów)

  • 7JK - Anthems Flesh (Redroom)
     Job Karma vs Sieben - to co najlepsze w twórczości obu projektów na jednej płycie. Absolutnie nowa jakość. Żadnych słabych momentów. Monolit.
  • Apteka - Od pacyfizmu do ludobójstwa (Lou & Rocked Boys)
    Nierefundowany lek na odmóżdżenie. 
  • John Foxx And The Maths - Evidence (Metamatic)
    Syntezatory w natarciu. 
  • Kamp! - Kamp! (Brennnessel)
    Don't panic - they are from Poland. Nawet jeśli trudno w to uwierzyć. 
  • Killing Joke - MMXII (Spinefarm Records)
    Aż strach pomyśleć co będzie jak przestaną nagrywać. 
  • Kim Nowak - Wilk (Universal)
    Miał być jednorazowy wyskok, jest druga płyta. Lepsza od debiutu? Inna.
  • Portion Control - Pure Form (Other Sounds)
    Electronic dissonance for techno industrial pilgrims
  • Public Image Limited - This is PiL (PiL Official)
    Oto PiL właśnie. Nic dodać, nic ująć. 
  • Soulsavers (& Dave Gahan) - The Light The Dead See (V2)
    Do opisania zawartości tego albumu najbardziej pasowałoby określenie: muzyka terapeutyczna.
TEEPEE - Distant Love or: Time Never Meant Anything, and Never Will (Revera Corporation) 
Erix S. Laurent po raz kolejny zaprasza do swojego TEEPEE. Warto zostać w nim na dłużej.

II. Reedycje

...a w zasadzie jedna, oczekiwana: Siekiera - Nowa Aleksandria Deluxe (Agencja Artystyczna MTJ)

Zremasterowany materiał + nagrania archiwalne + "zagubione" Serce + booklet z komentarzami muzyków.
Czego chcieć więcej?

III. Perły z sieci, czyli najcenniejsze znaleziska 2012

Spośród artystów, o których pisałem w ciągu ostatnich 12 miesięcy, na miano pereł wygrzebanych z sieci najbardziej zasługują wg mnie dwa zespoły z drugiej połowy lat 80.: brytyjskie trio Death By Milkfloat i amerykańska formacja Spahn Ranch.
Obie grupy nie wykorzystały swojego (niemałego) potencjału i do dziś pozostają znane tylko w wąskim gronie odbiorców. 

Ciekaw jestem Waszych typów...

IV. Koncerty
Czad podniesiony do potęgi entej. Diabelny ścisk i falujące morze ludzkich rąk i głów. Prawdziwe misterium z Jazem w roli szamana.
  • Sorry Sluts - Warszawa, klubokawiarnia Towarzyska, 8 lipca
Moc truchleje, charyzma się rodzi. Uczestnicząc w pierwszym w dziejach koncercie Sorry Sluts czułem się jak świadek historii, w dodatku niemy, bo z wrażenia odebrało mi mowę. Liczę że w przyszłym roku zespół wyda wreszcie coś co będę mógł wrzucić do odtwarzacza, bo w końcu nie samym Youtube'em człowiek żyje.

V. Festiwale
Nie mogło być inaczej. Już od czterech lat mam przyjemność uczestniczyć w tym święcie industrialu jako barman. Z perspektywy "nalewacza piwa" oceniam tegoroczną edycję jako niezwykle udaną - tak pod względem artystycznym (świetne koncerty Portion Control, The Klinik czy Rome), jak i organizacyjnym. Oby tak dalej!

VI. Odkrycia
Konsekwentnie budują swoją karierę. "Starzy wyjadacze" mogliby się od nich sporo nauczyć. 
O Slutsach czytaj powyżej.
 Przekonali mnie do jazzu. Na tyle skutecznie, że zostałem ich menadżerem. 

***

Wszystkim Czytelnikom Mojej Stodoły życzę samego dobrego
w nadchodzącym 2013 roku.
Oby obfitował w udane premiery i porywające koncerty!

Brak komentarzy:

szukaj w tym blogu