środa, 9 marca 2011

Nie rzucaliśmy się w oczy - wywiad z Dawidem Przybylakiem (GO-RICH)


W dzisiejszej odsłonie Mojej Stodoły wywiad z gitarzystą i wokalistą zespołu GO-RICH - Dawidem Przybylakiem.

Moja Stodoła: Czy masz jeszcze w sobie GO-RICH?

Dawid Przybylak: Oj tak... Mam jej w sobie na tyle dużo, że mógłbym obdzielić nią ćwierć świata. Ale nazwa ta miała również przesłanie w skrócie „żyj pełnią dobra”, „Idź przez świat bogatym w dobro”

MS: Skąd wzięła się GO-RICH?
DP: Było nas trzech w szkole średniej. Nie umieliśmy grać, ale serca mieliśmy do gry ogromne. Chcieliśmy grać naszą muzykę. Gdybyśmy mięli wówczas więcej umiejętności to muzyka byłaby zapewne bogatsza, a tak wyszło coś pomiędzy Joy Division a Sisters of Mercy [sic!]. To był dobry czas dla słupskich zespołów. Wszyscy wtedy chodziliśmy na koncerty innych słupskich kapel. Byliśmy wtedy rodziną. Ewa Braun pozwalała nam korzystać ze swojego garażu. Byliśmy bardzo z nimi zaprzyjaźnieni. Zimą w garażu było straszliwie zimno, a latem skwar i duchota.



MS: W 2005 r. reaktywowaliście zespół, by po 3 latach funkcjonowania znów zawiesić działalność. Jakie były tego powody? Czy macie w planach powrót? Czy GO-RICH to już temat definitywnie zamknięty?
DP: Nadal jest otwarty i będzie taki do końca życia. Trzeba żyć nadzieją. Może na starość jak dzieci urosną...

MS: Czym zajmujesz się gdy nie jesteś muzykiem?
DP: Nasze prace zawodowe służą jedynie temu żeby zarobić na utrzymanie. Nie są warte żeby o nich pisać. Nie robimy nic zdrożnego.

MS: Co z pozostałymi członkami zespołu - Marcinem [Gulbińskim] i Wojtkiem [Pietrasem]. Masz z nimi jakiś kontakt? Czy nadal zajmują się muzyką?
DP: Mamy kontakt. Z Marcinem częstszy bo mieszka w Słupsku.


MS: Zdarza się Wam jeszcze wspólnie grać?
DP: Z Wojtkiem niestety nie, a szkoda, bo to fantastyczny facet. Tak to już jest, że drogi się rozchodzą, ale tego co wspólnie przeżyliśmy nie da się zapomnieć.

MS: Nagraliście kilka demówek. Jedna z nich - Chmury - była nawet dostępna w sprzedaży [za sprawą Guernica Project]. Nigdy nie udało wam się jednak wydać profesjonalnej płyty. Nie trafiliście na odpowiedniego wydawcę czy może raczej zabrakło determinacji?
DP: Chyba i jedno i drugie. To wówczas nie było łatwe. Zabrakło determinacji, gdyż nie byliśmy pewni czy chcemy wszystko poświęcić dla muzyki. Oczywiście była ona dla nas wówczas najważniejsza, ale jednak czegoś nam zabrakło.

MS: Jeden z ostatnich wpisów na oficjalnym blogu grupy [styczeń 2008] informował o przygotowaniach do wydania Waszej pierwszej płyty CD. Podobno wszystko było już dopięte. Podano nawet przewidywany nakład - 600 egzemplarzy. Co poszło nie tak?
DP: To strasznie zagmatwana historia. Mieliśmy to wydać za własne środki i rozdać znajomym. Pojawiły się jednak pewne problemy i musieliśmy to odłożyć. Gdy ma się rodzinę i dzieci trzeba pogodzić obowiązki z przyjemnościami.

MS: Wasze teksty zawsze oscylowały wokół mistycyzmu, dominowała w nich symbolika sakralna. Unikaliście jednak natrętnego kaznodziejstwa czy moralizatorstwa, a także jednoznaczności pozostawiając słuchaczom dowolność interpretacji. Jak ważna była dla Was zawartość słowna utworów? Skąd czerpaliście inspiracje?
DP: To prawda. Na tyle byłem osobiście tym zainteresowany, że po szkole średniej studiowałem teologię. Interesowała nas gnoza, ale także wierzenia Słowian. Teksty były wypadkową naszych zainteresowań. Wtedy się dużo czytało. Wojtek, nasz perkusista pisał świetnie. Jego tekst do Carpe Diem był niesamowity. Marcin potrafił napisać nawet erotyk.

MS: Jak wynika z biografii GO-RICHy [pióra basisty Marcina] zamieszczonej na stronie internetowej zespołu, rozstrzał Waszych muzycznych fascynacji był imponujący. Z jednej strony Marillion i Frankie Goes To Hollywood, z drugiej Bauhaus, Jesu, a nawet Slayer. Z perspektywy czasu, jak oceniasz - który z wykonawców miał największy wpływ na Waszą muzykę?
DP: To były fantastyczne czasy fantastycznych zespołów. Uwielbiałem Fisha z Marillion. Kiedyś jednak Rafał z Ewa Braun dał mi posłuchać Godflesh. To był dla mnie szok. Pamiętam, że Wojtek fascynował się wówczas 4AD, a Marcin uwielbiał Legendary Pink Dots, Hair&Skin Trading Company i metal.

MS: Jak byliście odbierani w rodzinnym Słupsku?
DP: Chyba fajnie. Było wówczas dużo kapel w naszym mieście. Byliśmy jedną z wielu w tamtych okresie i nie rzucaliśmy się w oczy.

MS: Czuliście się kiedyś częścią jakiejś sceny - lokalnej, niezależnej, hc-punkowej itp.? 
DP: Tamte czasy były okresem tworzenia się naszej świadomości. Poszukiwaniem czegoś ważnego. Guernica, Ewa Braun, Silna Wola z Lęborka.... wszyscy graliśmy czasami na tych samych koncertach i każda kapela śpiewała o czym innym. Na te koncert przychodzili punkowcy, anarchiści i moi znajomi z teologii, ci którzy gardzili Bogiem i religią, i Ci którzy działali w ruchu oazowym. Dziwne czasy.

MS: Jakie wydarzenie związane z zespołem wspominasz najlepiej i analogicznie - jakie najgorzej?
DP: Nie dzielę tych wspomnień w tych kategoriach. Najlepsze były nasze próby i koncerty. Poznaliśmy mnóstwo fajnych ludzi. Szkoda, że życie jest takie krótkie.

MS: Koncert GO-RICHy, który utkwił Ci w pamięci?
DP: Koncert w Ostródzie na Warmii. To rodzinne miasto Marcina. Fantastyczni ludzie i atmosfera. Graliśmy chyba wtedy z metalowcami z DDT. Byliśmy po kilkugodzinnej podróży pociągiem, ale w sali była taka atmosfera, że nikt nie czuł zmęczenia. To był chyba jeden z naszych pierwszych koncertów. Baliśmy się jak nas przyjmą ludzie.

MS: Czy odnajdujesz na polskiej scenie jakieś młode zespoły, które mógłbyś nazwać mentalnymi spadkobiercami GO-RICHy?
DP: No wiesz, myśmy nigdy nie byli znani i nie mam prawa nawet uważać, że wnieśliśmy coś niesamowitego. Są jednak zespoły w Polsce, które bardzo mi się podobają. Od wieków szanuję Armię. Nogą macham przy The Cuts i Kometach.

MS: Kto w ostatnim czasie zrobił na Tobie - pod względem muzycznym - największe wrażenie?
DP: Lubię nowy projekt Broadricka z JESU, ale zawsze powracam do staroci jak Dead Can Dance czy Joy Division.

MS: Dzięki za rozmowę.
DP: Dzięki, cześć.

Specjalne pozdrowienia od mojego rozmówcy dla: Marcina Dymitera (Emiter) oraz Darka Dudzińskiego (Przywoitość).

Więcej o GO-RICHy (naduś)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

przeczytałem ten wywiad po raz pierwszy i przypomniał mi się drzewniak ze słupska.
fajnie byłoby spotkac się i poplotkować-a fe:)
pawel bolanowski

szukaj w tym blogu